PIĄTKOWE PIECZENIE BUŁECZEK
"Mało nas, mało nas do pieczenia chleba, jeszcze nam, jeszcze nam Jasia tu potrzeba..." śpiewa pani cichutko, zawiązując Jasiowi fartuszek. A za Jasiem podchodzą dzieci wywoływane kolejną zwrotką ze swoim imieniem. I zasiadają przy stole, na którym są już miseczki z mąką, ziarenkami słonecznika,sezamu i dyni, oraz duuuża misa z ciastem. Pani chodzi dookoła stołów sypiąc mąkę na wszystkie rączki, i od tej chwili zaczynają się moje ulubione obserwacje. Bo każdy inaczej wita się z mąką. Jedni od razu składają oprószone dłonie i pocierają jedną o drugą. Ja też tak zrobiłam. Mąka jest mięciutka, jak miałki piasek na mojej ulubionej plaży. A kiedy się ją chwilę rozciera to staje się ciepła. Inne dzieci zsypują proszek od razu na blat, żeby rysować w nim paluszkiem, albo formować górkę, by ją uklepywać całą dłonią. Czasem komuś przyjdzie do głowy energicznie dmuchnąć i obielić sąsiada siedzącego naprzeciwko. Potem pani wydobywa ciasto z misy aby sprawdzić konsystencję i pozwolić pougniatać wielką drożdżową poduchę tym, którzy mają na to ochotę. A chcą prawie wszyscy. I kiedy już mamy pewność, że ciasto jest od tego ugniatania szczęśliwe i wesołe, to można je małym piekarzom rozdzielić. Pani odrywa kawałek formując pierwszą kulę, którą podaje dziecku siedzącemu po swojej prawej stronie tak, aby dzieci przekazując ją sobie z rączek do rączek dostarczyły dziecku siedzącemu po lewej stronie pani. Ono czeka na swoją kule najdłużej, ale przecie w życiu też bywa różnie, i nie zawsze dostajemy wszystko od razu :) Następne kule wędrują do dzieci, czasem ktoś się zagapi, ktoś przetrzyma, upuści, a to wszystko sztuka i nauka uważności na to co robimy i na siebie wzajemnie. Dzieci, które mają już swoje kule, czekają aż dostana je wszyscy. Ktoś cierpliwie czeka, a ktoś wywierci paluszkiem dziurę w kuli, albo oderwie kawałeczek żeby sprawdzić jaki ma smak. Lepienie swojej bułeczki to czynność magiczna. Można chcieć ulepić rybkę albo ślimaka, a po drodze rozmyślić się i znowu zgnieść ciasto w kulkę, z której powstanie jeżyk z kolcami z ziarenek słonecznika albo po prostu precelek posypany sezamem. I znowu są dzieci długo wałkujące ciasto obiema rączkami, ugniatające z lubością albo takie co to piąstką rytmicznie uderzają w wyrozumiały placuszek. Są takie, które lepią w ciszy, bezwiednie otwierając buzię i w skupieniu wystawiając koniuszek języka, podczas gdy inni nie mogą powstrzymać się od wydawania radosnych okrzyków. "O, widzi pani? Węża ulepiłem!!" Następnie wszystkie węże, precelki, placuszki i co tam jeszcze się z ciasta zadziało, układamy na blaszkach wyłożonych papierem i smarujemy jajkiem przy pomocy pędzelka, żeby skórka bułeczki była lśniąca i chrupka. Wtedy blaszki mogą już frunąć do kuchni na gorące spotkanie z piekarnikiem, a my zaczynamy sprzątać. O tym sprzątaniu też można by snuć ciekawe opowieści…