ZACHCIAŁO NAM SIĘ ZROBIĆ DŻEMIK
Pracując w przedszkolu każdego dnia stajemy się kimś innym w sensie metaforycznym oraz dosłownym. Tak jak dziś, kiedy to w planie były czynności, o których nie możemy za wiele powiedzieć wprost (jeszcze), chociaż zapewne niektóre dzieci puściły już w świat przysłowiową parę o smaku, zapachu i kolorze dojrzałych truskawek. Truskawki przywiozłam z dużym opóźnieniem. Zaspałam na amen, zmęczona hitami poniedziałku, które okazały się preludium do tego czym obdarował nas wtorek.
Truskawki pana Janusza były piękne z wierzchu, a na dnie kobiałki nadpsute, zatem udałam się jeszcze raz na truskawkowe polowanie, tym razem gdzie indziej. A tymczasem w ogródku rozkręcała się truskawkowa impreza. Najpierw trzeba było owoce pozbawić szypułek, a potem chętni mogli zakasać rękawki i rozgniatać owoce rączkami w największym przedszkolnym garnku. Reszta dzieci oddawała się czynnościom codziennym, czyli zabawie spontanicznej, żywiołowej i głośnej, połączonej z tradycyjnym podejmowaniem prób przekraczania granic, które wszyscy znają... Panie ogarniały towarzystwo bawiące się oraz to truskawkowe. Próbowały też robić jednocześnie kilka innych ważnych rzeczy, co zaskutkowało kosmiczna awanturą i kłótnią o priorytety, które stanęły na głowie o kształcie truskawki.
Ja próbowałam robić biurokrację przy laptopie, ale w drzwiach stanęli goście, którzy przyszli na adaptację, a ja o tym zapomniałam. Kiedy dzieci zeszły z ogródka na obiad, ktoś zrobił kupkę w majtki. Kupka wypadła z majtek na podłogę w toalecie. W sumie dobrze, że nie gdzie indziej, ale trzeba było ogarnąć podłogę oraz sprawcę incydentu. Kiedy to zrobiłam i usiadłam, zawołano mnie na górę do powodzi w toalecie u dzieci z górnej grupy. Ktoś znowu zatkał zlew. Odkręciłam kolanko, z którego wraz z wodą wyleciały kamienie i trawa... Potem wytarłam podłogę i zeszłam na dół zrobić podwieczorek. Ale zadzwoniła pani z górnej grupy, że bardzo potrzebuje do toalety, więc pośpieszyłam z pomocą aby przez ten czas pobyć z dziećmi w sali. Pani długo nie wracała. Było to spowodowane scysją o sposób wekowania słoików z truskawkami. Piekarnik czy garnek, garnek czy piekarnik. No i okazało się też, że toaleta dla dorosłych jest kompletnie zatkana resztkami z obiadu. Klopsy, ziemniaczki i mizeria całkiem oryginalnie prezentowały się w białej muszli klozetowej, zrobiłam artystyczne zdjęcie...
To tylko mały wycinek dzisiejszej oraz w ogóle przedszkolnej rzeczywistości. Jeżeli ktoś myśli, że nasza praca to sielanka polegająca na siedzeniu i patrzeniu na bawiące się dzieci, to serdecznie zapraszam Gwarantujemy radosne spędzenie czasu połączone z ćwiczeniami fizycznymi, lataniem na miotle i mopie, spontanicznym szaleństwem, treningiem cierpliwości i mindfulness. A wszystko to w doborowym towarzystwie istot obdarzonych nieprzeciętnym poczuciem humoru i zapasem dobrej energii uwalnianej samoistnie w sytuacjach wyjątkowych i niespodziewanych. Kocham
Joanna Motylowa